Paweł Walewski
Czy cukrzyca stanie się najgroźniejszą chorobą nowożytnej Europy? Jeśli tak, to nie jesteśmy na to przygotowani. Brakuje systemu wczesnego ostrzegania i nie starcza pieniędzy na leczenie jej powikłań.
Co dziś powinno zaprzątać głowy ministrów zdrowia Unii Europejskiej? Cukrzyca! Choć nie wywołuje jej żaden wirus ani bakteria, Światowa Organizacja Zdrowia nie waha się wbrew naukowej nomenklaturze mówić o epidemii tej przewlekłej choroby, objawiającej się zaburzonym poziomem cukru we krwi, a mogącej prowadzić do bardzo ciężkich powikłań. Liczba chorych przekroczyła w Europie 25 mln, ale jest z pewnością zaniżona, bo jak alarmuje europejska organizacja diabetologiczna International Diabetes Federation (IDF) w swoim tegorocznym raporcie – wiele krajów nie prowadzi dokładnych rejestrów i rzesza chorych może być nawet dwukrotnie większa. Przy niedoszacowaniu rozmiarów cukrzycy w krajach z dobrze rozwiniętą opieką medyczną (np. w Holandii czy Belgii) brak takiego rejestru w Polsce nawet nie budzi zdziwienia. Tak więc oprócz 2 mln osób z potwierdzoną chorobą, prawdopodobnie drugie tyle Polaków nie ma pojęcia, że jest nią dotkniętych.
Austria, która obecnie przewodniczy Unii Europejskiej, zaplanowane na drugą połowę kwietnia spotkanie ministrów zdrowia zamierza poświęcić omówieniu wniosków wynikających ze wspomnianego raportu. Cieszy to dr. Michaela Halla z IDF: – W najbliższych 20 latach liczba chorych wzrośnie o 21 proc., co jest skutkiem starzenia Europejczyków i narastającej plagi otyłości. To będzie główna przyczyna przedwczesnych zgonów i inwalidztwa ludzi, którzy z powodu powikłań stracą wzrok, nerki lub nogi. Bez międzynarodowej współpracy i zaangażowania większych funduszy na edukację nie poradzimy sobie z tą falą. International Diabetes Federation ma szczęście, że raport ukazał się podczas austriackiej prezydencji w Unii Europejskiej, bowiem w Marii Rauch-Kallat, minister zdrowia tego kraju, łatwo było znaleźć pierwszego sojusznika. Z cukrzycą od lat borykają się jej matka i brat, dlatego jest nią bezpośrednio zainteresowana. Teraz jednak do podobnej postawy musi przekonać kolegów z innych krajów, w tym przedstawiciela polskiego resortu zdrowia. Należymy do 14 krajów Unii, które nie mają narodowego programu przeciwdziałania cukrzycy (obowiązuje tylko w: Austrii, Czechach, Danii, Finlandii, Francji, Holandii, Niemczech, Włoszech, Portugalii, Słowacji i Wielkiej Brytanii).
– Pracujemy już nad tym – informuje prof. Krzysztof Strojek, krajowy konsultant w dziedzinie diabetologii. Nie potrafi jednak podać terminu zakończenia tych prac; nie wiadomo nawet, czy za przykładem onkologów lepiej uczynić z takiego dokumentu ustawę (w ubiegłym roku parlament ustanowił Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych), czy też wzorem kardiologów (realizujących Narodowy Program Profilaktyki i Leczenia Chorób Sercowo-Naczyniowych) pozostawić go w randze programu resortowego. – Kardiolodzy mają łatwiej, bo ich sukcesy są spektakularne – cierpko mówi prof. Strojek. – Wystarczyło wyposażyć i wydłużyć pracę ośrodków kardiologii interwencyjnej, by radykalnie obniżyć śmiertelność wskutek zawałów serca. W diabetologii potrzebna jest edukacja. Trzeba nauczyć ludzi, jak unikać czynników ryzyka cukrzycy i jak z nią żyć, by nie dopuścić do powikłań. IDF powołuje się w swoim raporcie na dwa dobre przykłady: Finlandię i Wielką Brytanię, gdzie programy profilaktyki i leczenia cukrzycy przyniosły pozytywne rezultaty. Teraz mają być wskazówką dla innych. Ale do jakiego stopnia będzie to możliwe u nas, skoro Finowie w ciągu pięciu lat na profilaktykę nie wahali się wydać 7 tys. euro na obywatela? – Już od 23 lat pracuję w diabetologii i wiem, jak trudno przekonać ludzi do zdrowej diety i ruchu – mówi prof. Strojek. – Albo nawet do regularnych badań poziomu cukru, dzięki czemu można by wyłowić chorych.
W tegorocznym budżecie resort zdrowia przeznaczył na potrzeby polskiej diabetologii dodatkowy 1 mln zł, by wreszcie stworzyć rejestr zachorowań. Porównując jednak kwotę, którą Polska wydaje na leczenie cukrzycy – ok. 8 proc. budżetu ochrony zdrowia – z wydatkami naszych sąsiadów, sytuujemy się w środku stawki. Najwięcej wydają Czesi (15 proc.), Litwini (10,6), a najmniej Holendrzy (2,5) i Francuzi (4,7). Choć są to tylko dane szacunkowe. – Nasz raport unaocznia różnice dzielące kraje Unii w finansowaniu leczenia i zapobiegania cukrzycy – komentuje dr Hall. – Sami byliśmy zaskoczeni, że tylko w ośmiu krajach liczone są jej koszty. Większość nie ma pojęcia, jakim zagrożeniem dla ich budżetów jest przyrost zachorowań.
Po zsumowaniu wydatków na leczenie 10 mln pacjentów w ośmiu krajach otrzymano 29 mld euro. To oznacza, że w całej Unii koszty leczenia cukrzycy mogą dziś wynosić ponad 60 mld euro i przy zakładanym 21-proc. wzroście zachorowań wkrótce okażą się nie do udźwignięcia przez narodowe budżety zdrowia. Problem w tym, że bez sprecyzowania choćby rzeczywistej liczby chorych i określenia aktualnych wydatków (z czym nie radzimy sobie także w Polsce), wytyczanie kolejnych celów będzie błądzeniem we mgle.
Nie czekając na rejestr zachorowań – skorzystajmy z przykładu Finów, którzy potrafili zachęcić swoich obywateli do codziennej rekreacji, a chorym na cukrzycę umożliwili dostęp do edukacji i właściwej opieki. Niedawno utworzona w Polsce, z inicjatywy pielęgniarek i dietetyków, Federacja Edukacji w Diabetologii zamierza szkolić personel w tym zakresie. Bo zanim zacznie się kogoś uczyć – trzeba wpierw samemu umieć z tej wiedzy korzystać. Ale tu pojawia się bariera finansowa – kliniki, oddziały i poradnie, do których trafiają diabetycy, zazwyczaj nie dysponują etatami dla pielęgniarek edukacyjnych. A dla pozostałego personelu edukacja pacjentów – przy wielu innych obowiązkach – spada na dalszy plan.
Mniej jeść, więcej się ruszać – to podstawowa recepta w profilaktyce tej choroby. Tak prosta, że aż trudno w nią uwierzyć i może dlatego ją lekceważymy. Nikt nie rodzi się z upodobaniem do mycia zębów, więc nawyk zdrowego odżywiania lub regularnego korzystania z rekreacji również wymaga treningu, by wszedł nam w krew. Korzyść ze zdrowego stylu życia jest odroczona w czasie, a trudy trzeba ponieść już dzisiaj.