W dni 01.10.2004 zostałem przewieziony przez karetkę pogotowia ratunkowego ok. 9.30 w stanie śpiączki hipoglikemicznej, która wynikała z wstrząsu insulinowego. Razem ze mną pojechała moja mama, w celu poinformowania lekarza ze choruje na cukrzyce typ 1.
Po przywiezieniu do szpitala lekarz dyżurujący z tego, co mi opowiadano zamiast przedsięwziąć odpowiednie kroki zaczął przeprowadzać ze mną wywiad. Po wywiadzie zostałem przewieziony na sale oddziału wewnętrznego. Po kilki godzinach bezczynności lekarzy (nie podania glukozy w kroplówce) mama udała się do ordynatora z prośbą, aby skierował mnie do Zabrza na oddział diabetologiczny gdyż mój stan zaczął się drastycznie pogarsza cale ordynator stanowczo odmówił wyrzucając mamę ze swojego gabinetu.
W tym czasie przyjechała na oddział moja siostra, widząc że mam kłopoty z oddychaniem, które wynikały z ustania pracy żołądka, nerek. W tym czasie zacząłem zwracać zawartość przewodu pokarmowego a moja siostra przytrzymywała mi nerkę. Zaznaczam, że nikogo z personelu medycznego to nie interesowało. W tym czasie wszedł ordynator wraz z lekarzem dyżurującym.
Moja mama widząc bezczynność, która panowała od dłuższego czasu wobec mojej osoby ponowiła prośbę o skierowanie do kliniki w Zabrzu, lecz w dalszym ciągu odmawiano wydania skierowania. Mama załamana faktem, iż mój stan jest coraz gorszy błagała żeby pan ordynator zastosował odpowiednie środki zaradcze, które stosuje się w wypadku śpiączki hipoglikemicznej. Prosby mojej mamy nie zostały przyjęte.
Dziwi mnie fakt, że w czasie przyjęcia mnie na oddział wew., była tam pani doktor diabetolog znająca przebieg mojej choroby od prawie 3 lat i ona również nie potrafiła zastosować odpowiednich środków w takiej sytuacji lub zasugerować ordynatorowi, co powinien robić w takich wypadkach.
Około godziny 15 po długich namysłach wreszcie podłączono mnie do kroplówki. Niepokojący jest fakt, że po tylu godzinach dopiero zaczęto robić coć, co powinno mieć miejsce natychmiast po przywiezieniu do szpitala.
Na prośbę mojej mamy żeby mnie ratować, bo mam dopiero 22 lata Pan ordynator skomentował ten fakt następująco "wszystko się może zdarzyć".
Gdy mój stan się polepszył na tyle ze wiedziałem, co ze mną się dzieje rozpocząłem równomiernie z laboratorium kontrolować pomiary cukru we krwi i doszedłem do wniosku ze na oddziale unormowanych poziomów cukrów gdyż wraz z upływem czasu były coraz gorsze a nikt nawet nie próbował korygować dawek insuliny stosownie do odpowiednich poziomów, co czyni się w takich wypadkach.
W ostatnim dniu mojego pobytu w szpitalu, kiedy jeszcze miałem nadzieje że wreszcie ktoś zacznie normować mi cukry ordynator na wizycie zaczął mi sugerować ze nie wiedział, iż mam cukrzyce lub czy piłem alkohol w dniu przywiezienia (na karcie pogotowia informacja o cukrzycy była wyraźnie zawarta) i właśnie wtedy zdecydowałem się na wypisanie ze szpitala na własna prośbę. Nadmieniam, iż nie wydano żadnych zaleceń i nie zasugerowano mi, aby miała być przeprowadzona ze mną rozmowa na temat dalszych zaleceń.
Zaskakujące jest to ze w dobie 21 wieku pacjenta traktuje się jak intruza, ze trafiając do szpitala człowiek ma prawo do godnej opieki medycznej a personel powinni zapewnić mu odpowiednie leczenie i odpowiedni poziom własnej wiedzy medycznej.
W moim przypadku chyba znalazłem się w złym czasie i w złym miejscu pod opieka nieodpowiedzialnych lekarzy.
Moje życie zawdzięczam odwadze i upartości mamy, która cały czas dążyła do tego, aby mnie ratować.
Nie życzę nikomu, aby przeżył taki horror, jaki przeżyła moja rodzina i ja na oddziale wewnętrznym w Żorach pod kierownictwem Pana ordynatora.
Jego pytam, czym jest dla niego życie??
PS. Pragnę gorąco podziękować Panu dr Dziurze za to, iż jako jeden z nielicznych potrafił zapewnić mi przyzwoitą opiekę medyczną.
Damian Kuc