Te dwie choroby ciągle towarzyszą mi na mojej życiowej drodze! Czasami tylko trwają obok siebie i zbyt obojętnie oglądają się w swoją stronę! Ale zdarzają się chwile, wspaniałe chwile kiedy tak po prostu potrafią wspólnie kroczyć długim korytarzem życia by dobyć celu, którym jest ich obopólne szczęście! Tak można w skrócie przedstawić zależności jakie zachodzą pomiędzy tymi wielkimi siłami, które targają moim marnym życiem jak szalejący żywioł! Od dziesięciu lat rytm mojego życia ustala cukrzyca! Pierwszy raz tą nazwę usłyszałam, gdy wraz z rodzicami siedziałam w gabinecie znajomego doktora! Mając wtedy niecałe dziewięć lat nie zdawałam sobie sprawy z tego co znaczy taki wyrok? Według lekarzy to był cud, że przy takim poziomie glukozy we krwi ja jeszcze żyję i w miarę normalnie reaguję[ około-1400mg] ! To był ogromny szok dla moich rodziców, ale trzymali się i żyli wtedy chyba tylko dla mnie! Potem był pobyt w szpitalu, sanatorium , raz , dwa, powrót do domu, do codzienności! Niestety bardzo odmiennej od codzienności zdrowych ludzi! Ale ja potrafiłam się śmiać, nie bałam się brać życia takim jakim ono jest! Byłam zadowolona, że mogę chodzić do szkoły, spotykać się z przyjaciółmi, którzy nie odsunęli się ode mnie ze względu na moją chorobę! A te zastrzyki, ciągła kontrola poziomu cukru - to tylko sprawiało, że byłam bardziej wytrzymała na fizyczny ból!
Tak dotrwałam do końca siódmej klasy szkoły podstawowej! Najlepsza uczennica w szkole, doskonała koleżanka nigdy nie odmawiająca pomocy .Byłam dumą nie tylko moich kochanych rodziców, lecz przede wszystkim nauczycieli, wychowawców! Brałam udział we wszystkich konkursach, olimpiadach i imprezach kulturalnych w naszej okolicy, śpiewałam w chórze kościelnym, pomagałam organizować wycieczki i kolonie dla biednych dzieciaków! Życie było wtedy wspaniale! Ludzie nie mogli uwierzyć, że w takim kruchym stworzeniu jakim byłam drzemie tyle energii do pomagania innym!
I wtedy podczas wakacji stało się coś dziwnego , niesamowitego, ale jakże przyjemnego dla mnie! I właśnie podczas jednego z tych upalnych lipcowych dni poznałam miłość! Może wtedy zbyt jeszcze niewinną , młodzieńczą, naiwną, lecz szczerą i w 100% od pierwszego wejrzenia! On był na pierwszy rzut oka ideałem- inteligentny, męski, przystojny! Czułam się z Nim bezpiecznie choć przy Nim poznałam najbardziej niebezpieczne strony życia! Nie przeszkadzało Jemu , ze jestem chora, traktował mnie jak normalna nastolatkę- to mnie jeszcze bardziej zbliżyło do Niego! Wiedziałam, że moi rodzice nie mogą się o Nim dowiedzieć przede wszystkim ze względu na Jego bezpieczeństwo i powiązania z mafia! Więc wcale nie był taki idealny skoro coś Go wiązało z takimi brudnymi sprawami! Wkrótce przez to zerwał, jak się odwiedziłam robił to ze względu na moje bezpieczeństwo! Ale do mojego zranionego serca nie dochodziło nic takiego jak: " To dla Twojego dobra!!!" Wszystko diametralnie wpłynęło na moja chorobę, wyniki były coraz gorsze tak jak i moje samopoczucie! Lekarze dopatrywali się takich zmian w tym , że trwa jeszcze okres dojrzewania, ja nigdy temu nie zaprzeczyłam!
To wszystko minęło jak sztorm na przestworzach oceanu, szybko i gwałtownie, a potem w moim życiu na dwa lata zapanowała błoga cisza i spokój! Żadnych wzlotów i upadków, kroczyłam po równinach i nawet nie wiem kiedy ktoś wyrwała mnie z tego monotonnego stanu !???
Wtedy byłam już uczennica jednego z najlepszych liceów w regionie. Glikemie były znów dobre, ale to tylko dla rodziców, bo przed sobą nie widziałam przyszłości! Moje serce wciąż czekało, aż On znów zapuka! Trwałam ta nadzieją, a marzenie by On znów wrócił spełniło się! Ale On nie był tym samym człowiekiem! Kochał mnie i to było widać jak na dłoni, ale Jego oczy ! W nich coś zgasło może na skutek problemów z jakimi się borykał na co dzień? Dzięki namowom koleżanki nie zgodziłam się wrócić do Niego ,choć serce wyrywała się i wciąż chciało czerpać miłość! Zaczął mi grozić, że się zabije jak nie dam jemu szansy! Próbował dzięki Bogu bez skutku! W końcu zaczął telefonować, wysyłać listy! Prosił , błagał o chwile dla Niego w moim życiu! Bałam się o Niego , o siebie , o to co się stanie! I stało się zaczął brać narkotyki obwiniając mnie za to! To już nie była miłość tylko obsesja! Moje nerwy nie wytrzymywały, wyniki były wciąż wysokie! Życie w ciągłym strachu doprowadziło do tego, że wylądowałam w szpitalu na wyrównanie cukrzycy! Jak On się o tym dowiedział wyjechał z jakimiś typami za granicę i tam wysyłając ostatni list do mnie zabił się- "złoty strzał"! Koniec był człowiek, kiedyś był człowiek- wspaniały, mądry, rozsądny! Pytam do dziś gdzie ten rozsadek, co Go zaprowadziło do tak ekstremalnej sytuacji, kiedyś obwiniałam się o to, ze On wybrał śmierć!
To nie koniec ! Nie ma jeszcze morału , nauki!
Czytając Jego ostatni list do mnie płakałam, zresztą bardzo długo płakałam! Za którymś z kolei razem dostrzegłam sens Jego słów:" Kochaj i bądź kochana, nikt na to nie zasługuje bardziej niż Ty! Nie pozwól sobie wmówić, że Twoja choroba to kalectwo! Ty tak samo jaki Twoi rówieśnicy możesz realizować swoje pragnienia, plany masz tylko poprzeczkę o dwa stopnie wyżej! To wspaniałe wyróżnienie!"
I co dalej ?- ktoś zapyta.
Dalej, dalej żyję od czasu do czasu wzlatuje na skrzydłach miłości do góry, ale coś z ciąga mnie na ziemie, tak to cukrzyca! Miałam kilku innych chłopaków, z nimi zaznawałam krótkotrwałego szczęścia! Teraz jestem też zakochaną dziewiętnastolatką, z dziesięcioletnim stażem mojej choroby! Kocham życie, moje słodko-gorzkie życie! Doprawione goryczą choroby i osłodzone miłością!
Katarzyna Hofman