Witam...
Chciałam Wam tu przedstawić krótką hisoryjkę mojej choroby.
A więc wszystko zaczęło się w wakacje tego roku (2003). Na początku nie przypuszczałam, że jest to aż tak poważne. Były wakacje, upały, dużo ruchy i długie dni i krótkie noce... Zaczęłam wypijać dziennie ok. 7 litrów wody i różnych soków, co z tym szło oddawałam często i bardzo dużo ilości moczu. Budziłam się w nocy - praktycznie co godzine - szłam do WC i zaraz do kuchni po coś do picia i tak mijały dwa miesiące. Zauważyłam, że w szybkim tempie zaczęłam tracić na wadze, strasznie mnie to ucieszyło bo zawsze chciałam ważyć troszkę mniej, chociaż wszyscy powtarzali w kółko, że nie mam podstaw do tego by się odchudzać - ale chyba wszystkie kobiety wiedzą jak to jest. Na początku ważyłam ok. 64 kg przy wzroście 173 cm, natomiast miesiąc później, może nawet przez dwa tygodnie moja waga spadła do 56 kg i ciągle spadała. Nie było dla mnie to nic dziwnego, ponieważ w dużej mierze chciałam schudnąć.
Skończyły się wakacje - dla mnie jeszcze nie bo jestem studentką, jak wiadomo studenci mają miesiąc dłużej wakacje - pojechałam do mojej mamy na kilka dni. Ona zauważyła, że strasznie dużo pije, oddaje często mocz, że strasznie schudłam, że jestem jakaś zaspana i zmęczona. W żartach powiedziała, że to może cukrzyca, ale ja sobie pomyślałam, gdzie ja i cukrzyca... Drugiego dnia pobytu u mamy włączyłam sobie telewizor i przypadkowo trafiłam na program
gdzie mówiono o cukrzycy. Jakaś Pani ze stowarzyszenia Diabetologicznego, zaczęła podawać główne objawy cukrzycy... siedziałam jak wryta, wszystko to co mówiła zgadzało się, wszystkie objawy... Powidziałam to mamie, oczywiście zareagowała trochę nie tak jak sądziłam, powiedziała, że coś sobie wymyślam. Nie czekając długo zgłosiłam się do mojego lekarza rodzinnego, opowiedziałam mu wszystko od początku. Był trochę zdziwiony a zarazem był pewien diagnozy, musiał tylko dopełnić formalności i dał mi skierowanie na badania...
Trzy godz. poźniej były wyniki - dużo czytałam o cukrzycy przez tych kilk dni - i wiedziałam
jakie powinny być prawidłowe wyniki. Spojrzałam i moim oczom ukazało się coś, czego nie mogłam zrozumieć... Poziom cukry we krwi na czczo 217 i cukier w moczu 2%. I już wtedy wiedziałam, że moje przypuszczenia, moje podejrzenia stały się realne, że jestem chora.
Poszłam do lekarza, żeby tylko potwierdził fakt, że jeste chora. Był to dla mnie szok. W pierwszej chwili nie dopuszczałam do siebie takiej myśli, myślałam, że to pomyłka. Dostałam odrazu skierowanie do szpitala i do poradni diabetologicznej. Najpierw zgłosiłam się do naszej kwidzyńskiej Pani diabetolog, kazała kupić mi odrazu glukometr i przyjść później. Pomiar cukru we krwi (po obiedzie) wskazywał 460 i nie było już mowy o żadnej pomyłce. Drugiego dnia wylądowałam już w szpitalu. Pani diabetolog była dla mnie tak miła, obiecywała, że przyjdzie do mnie jak będę leżała w szpitalu, spędziłam tam tydzień i jak się można było domyślić ta miła Pani nie pokazała się ani razu...
W szpitalu jedynie nauczyli mnie tego jak robić sobie zastrzyki i to nie do końca dobrze... Moja mama załatwiła mi skierowanie do szpitala w Gdańsku na oddział diabetologii i nadciśnienia tętniczego. Tam także nie wykazali dużego zainteresowania moją osobą. Spędziłam tam tydzień, miałam odbyć szkolenie, ale tak się złożyło, że niestety zapomnieli. Musiałam odbyć je indywidulnie w Poradnii, musiałam codziennie dojeżdżać 100 km. Ale jakoś to wytrzymałam... Minął praktycznie miesiąc jak wiem, że jestem chora i do tej pory nie potrfię się z tym pogodzić...
Najprawdopodobniej powodem tego, że jestem chora jest to, że przez 5 miesięcy strasznie chorowałam, co chwile zapalenie oskrzeli, angina ropna i tak wkółko. Przez ten okres dostałam 10 różnych antybiotyków... Jedynym pozytywnym efektem tej choroby było to, że w momencie jak dowiedziałam się, że jestem chora w moim życiu pojawił się pewien mężczyzna, który dodawał mi otuchy, pozwolił mi się cieszyć i nie myśleć tyle o tej chorobie. Dzięki niemu na mojej buzi każdego ranka pojawiał się uśmiech, jednak to co piękne i co szybko się zaczyna również szybko się kończy. Było mi strasznie cięźko po rozstaniu z tym człowiekim, ale dzięki ludziom, dzięki moim przyjaciołom, dzięki rodzinie udało mi się to jakoś wytrzymać.
Mam nadzieję, że dam sobie radę z tym wszystkim. Co ja mówię, wiem, że sobie poradzę, bo mam wokół siebie ludzi, których kocham i którzy mnie kochają i strasznie mi pomagają... Dziękuję im za to wszystko i chwała im za to...
Agnieszka Babińska