Od pierwszego lutego miała zacząć obowiązywać znowelizowana lista leków refundowanych. Z niecierpliwością na nowe ceny i zmiany wśród leków wpisanych na listę czekają pacjenci. Niestety, kiedy lista trafi do aptek nie wiadomo, bowiem minister zdrowia Ewa Kopacz na jej ewentualne podpisanie przed planowanym terminem ma jedynie dzisiejszy dzień.
- Teraz to nawet apelujemy do pani minister Kopacz, by nie robiła tego przed 1 lutego, bowiem musimy mieć czas, by się do nowych cen dostosować - mówi Stanisław Piechula, prezes Rady Śląskiej Izby Aptekarskiej.
Ustawa stanowi, że akty prawne zawierające przepisy powszechnie obowiązujące, wchodzą w życie po upływie czternastu dni od daty ich ogłoszenia. - Dotychczas zasada ta była prawie zawsze łamana, a apteki miały poważne problemy i wprowadzały nowe ceny bez należytego przygotowania, czasem mając na to tylko jedną noc, co często powodowało błędy %07- twierdzi Piechula.
- Podpisanie rozporządzeń w sprawie leków refundowanych zdeterminowane jest przebiegiem procedury legislacyjnej - poinformował enigmatycznie naszą gazetę Krzysztof Suszek, dyrektor biura prasy i promocji MZ, dodając, że co prawda terminem wprowadzenia jest 1 lutego, ale... może ulec zmianie.
Wykaz jest nowelizowany cztery razy w roku. - W ostatnich czterech latach tylko raz, dokonując zmiany rozporządzenia, minister zdrowia dochował wymaganego, czternastodniowego terminu - zwraca uwagę poseł PO Marek Wójcik. On także skierował do ministra zdrowia zapytanie w tej sprawie.
- Sądzę, że czas zakończyć takie złe praktyki resortu zdrowia. Nie tylko komplikuje to życie aptekarzom, ale i pacjenci nie wiedzą, kiedy będą dany lek mogli kupić taniej, a od kiedy zdrożeje - twierdzi poseł Wójcik.
-Ministerstwo Zdrowia powołało Agencję Oceny Technologii Medycznych celem selekcjonowania nowych leków do refundacji. Nie ma jednak ekspertów, którzy zrobiliby porządek z lekami, które są na liście od lat - twierdzi dr Tadeusz J. Szuba, prezes Zarządu Towarzystwa Farmaceu-tyczno-Ekonomicznego. - Tam roi się od marnotrawstwa. Gdyby nie płacić nieracjonalnie za leki już refundowane, znalazłyby się pieniądze na inne. Na tym można zaoszczędzić miliardy złotych.
Jak wynika z zapowiedzi Ministerstwa Zdrowia, są małe szanse, by 1 lutego weszło w życie rozporządzenie nowelizujące listę leków refundowanych. Tymczasem z niecierpliwością na nowe ceny czekają pacjenci.
Na przykład osoby cierpiące na te rzadkie schorzenia, które do tej pory nie były w ogóle objęte refundacją m.in. chorzy na chorobę Leśniowskiego-Crohna, przerost gruczołu krokowego, wrzodziejące zapalenia jelita grubego oraz dzieci powyżej szóstego roku życia, cierpiące na zespół nadpobudliwości psychoruchowej.
Po zapowiadanych zmianach na liście większość leków stosowanych w chorobach przewlekłych ma kosztować 3 zł 20 gr. Dotyczy to głównie takich schorzeń jak astma czy przewlekła obturacyjna choroba płuc.
Na listę preparatów wydawanych za odpłatnością ryczałtową 3,20 zostały też przeniesione specyfiki stosowane w leczeniu jaskry. Obecnie znajdują się one w wykazie leków objętych 30-proc. odpłatnością. Na nowej liście są też 202 nowe leki generyczne. Zmiany kosztować będą budżet państwa 200 mln zł rocznie.
Wielu chorych będzie rozczarowanych nową listą. Na przykład diabetycy będą niezadowoleni, jeśli nie zostaną włączone insuliny analogowe długo działające, o które postuluje Andrzej Bauman, prezes Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków. Zalety tych insulin są na Zachodzie dyskutowane, cena jest kilkadziesiąt procent wyższa, ale skoro refundujemy nowoczesne insuliny analogowe krótko działające bez żadnych ograniczeń, znajdą się pieniądze i na długodziałające, jeśli nie będziemy ich marnotrawić na drogie niepotrzebne leki .
- W naszym kraju na cukrzycę choruje od 2 do 2,5 mln osób. Terapie długo działającymi analogami insuliny pozwalają utrzymać wyrównany poziom glikemii i mogą ochronić przed niebezpiecznymi powikłaniami - informuje Andrzej Bauman, prezes Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków.
W sprawie dostępu pacjentów do tego typu terapii skierował już nawet list do Rzecznika Praw Obywatelskich.
- Procedura refundacyjna dotycząca analogów insulin długo działających aktualnie jest w toku. Po zakończeniu trybu przewidzianego w ustawie o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz w ustawie o cenach, minister zdrowia podejmie decyzję dotyczącą tych wniosków - poinformował Krzysztof Suszek z Ministerstwa Zdrowia.
Dr Tadeusz J. Szuba, prezes Zarządu Towarzystwa Farmaceutyczno-Ekonomicznego oraz wieloletni szef działu biznesu farmaceutycznego WHO, od lat apeluje z małym skutkiem o realizowanie racjonalnych metod refundacji. Kładzie szczególny nacisk na grupy leków obficie zażywanych przez pacjentów w miliardach dawek rocznie. Należą do nich na przykład leki kardiologiczne tzw. prile, potrzebne do obniżania ciśnienia krwi. Na rynku światowym jest 16 prili. W Polsce refunduje się aż 12, zupełnie nie zwracając uwagi na ich koszt. W Niemczech te najbardziej renomowane (ramipril, enalapril, lisinopril), i z racji konkurencji najtańsze, stanowią 93 proc. recept. W Polsce wydaje się 73 proc. pieniędzy na prile drogie, zdaniem wielu lekarzy na świecie zupełnie niepotrzebnie. U nas nikogo nie interesuje, czy doskonały pril kosztuje 20 groszy za dawkę, czy niedoskonały - 100 groszy.
- Refunduje się wszystkie i pozostawia lekarzy na pastwę propagandystów firm. Podobnie jak leki chroniące od zawałów i udarów, obniżające poziom cholesterolu, czyli statyny. Są potrzebne codziennie milionom ludzi. Przemysł oferuje multum statyn podobnie działających. Refundujemy wszystkie, nie bacząc na ceny - mówi dr Szuba.
W 2002 r. w USA przed komisją Senatu Peter Rost, wiceprezes ds. marketingu koncernu Pfizer (zwolniony za tę wypowiedź z pracy), ujawnił jak koncerny farmaceutyczne zawyżają ceny lekarstw. Póki co w Polsce taki Rost się jeszcze nie pojawił, choć próbuje nim być dr Szuba.
- Winę za drożyznę leków w Polsce ponosi przede wszystkim rząd, bo koncerny farmaceutyczne wykorzystują tylko swoje prawo do maksymalizowania zysków. Nasz system wystawiania recept oraz tworzenia listy refundacyjnej to zachęta do korumpowania urzędników i lekarzy - zwraca uwagę dr Szuba.
Foto: www.sxc.hu