Witam wszystkie cukiereczki!!! Mam 19 lat... 8 marca 2000... Eeeeh :-(... Najgorsza data w moim życiu :-(... To właśnie tamtego dnia dowiedziałam się, że jestem chora... Od dłuższego czasu moją mamę niepokoiły różne objawy... Bolące kolana, częste choroby, straszne pragnienie (chociaż zawsze dużo piłam), częste przysypianie (najczęściej wieczorem)... Chociaż nie chudłam... Czasami mama nawet sobie żartowała, że ścielę swoje łóżko na raty, bo między jedną czynnością, a drugą komaruje (co czasami i teraz mi się zdarza :P)...
Już kilka razy przed tamtym dniem mama robiła mi badania, które nic nie wykazywały... Do czasu :-(... I właśnie, kiedy w Dzień Kobiet poszliśmy, żeby odebrać następne (ale to wyszło przy okazji, bo byłam chora i lekarka skierowała mnie na pobranie krwi), były jakieś inne, niż powinny być :-(... Ten cukier w moczu był bardzo niepokojący... Po tym, jak powiedziała, że to najprawdopodobniej jest cukrzyca i trzeba iść do szpitala, mama się rozpłakała... Ja nie miałam zielonego pojęcia o co chodzi, myślałam, że posiedzę kilka dni i wyzdrowieję... Miałam przecież niecałe 12 lat, skąd mogłam wiedzieć, co to za choroba... A mama zdawała sobie sprawę, bo mój dziadek od jej strony też jest chory...
I od tego wszystko się zaczęło... W szpitalu zostałam przebadana wzdłuż i wszerz... Badania krwi, moczu, hemoglobina... Po przyjęciu na wydział w Łodzi miałam prawie 1000 mg%... A ja nic nie czułam, tylko trochę mi się spać chciało... Gdy dowiedziałam się, że to nieuleczalna i ciężka choroba, załamałam się kompletnie, płakałam całą noc...
Przez 2 tygodnie uczyłam się, jak mierzyć cukier, dawać sobie insulinę... Ta świadomość, że będę musiała to robić przez całe życie była okropna :-(... Nie mogłam się pogodzić z tym, że nie będę już mogła jeść, co chce, kiedy chce i jak chce... Często było mi przykro, jak patrzyłam na innych jedzących lody czy inne smakołyki, a ja mogłam tylko obejść się smakiem... Mimo tego, że jak nie byłam jeszcze chora, jadłam nie za wiele... Mogłam wrócić do domu ze szkoły i nie jeść obiadu, jeśli nie było czegoś ciepłego... Może to z lenistwa, bo nie chciało mi się robić czegoś do jedzenia :P...
To nie koniec mojej przygody z cukrzycą... W grudniu 2001 tydzień przed klasową Wigilią trafiłam do szpitala z powodu ciężkiej hipoglikemii :-(... To było w nocy, kiedy ja sobie smacznie spałam nieświadoma niczego... Rodzice akurat oglądali telewizję, choć było już bardzo późno... Nagle mama usłyszała jakieś pomruki dochodzące z mojego pokoju...
Przyszła sprawdzić, ale ja akurat przestałam jęczeć, więc pomyślała, że po prostu coś mi się śni i wróciła do dużego pokoju... Po chwili znowu to samo, ale tym razem mama chciała mnie obudzić, żebym się już nie męczyła... A ja nic, żadnej reakcji... Mama nadal próbowała, aż ja dostałam drgawek... Zaczęłam się rzucać po całym łóżku, a rodzice nie mogli mi zmierzyć cukru, a jak wreszcie zmierzyli, to aż wpadli w panikę (miałam 37)... Chcieli mi dać colę, co było błędem, bo przy utracie nieprzytomności takich rzeczy się nie robi, cukrzyk może się wtedy udusić...
Jedyną osobą, która zachowała trzeźwość umysłu, była moja siostra, bo akurat się obudziła i zadzwoniła na pogotowie, które przyjechało w 5 minut... Oczywiście rodzice dali mi wcześniej zastrzyk... Przeleżałam tydzień w szpitalu, aż lekarze mi wyrównali cukry... Na klasowej Wigilii niestety nie byłam, ale na szczęście wyszłam przed Świętami Bożego Narodzenia... I to dzięki mojej rodzinie, której bardzo za to dziękuję, bo teraz mogę pisać to opowiadanie...
Długo mogłabym opowiadać o moim życiu z cukrzycą, ale czasu by nie starczyło... Teraz, po 8 latach choroby, jakoś daję sobie radę, z pomocą rodziny i przyjaciół... Bywa, że mam ciężkie chwile, ale przecież zdrowi ludzie też je mają... I jem różne rzeczy, nawet słodycze, tylko po prostu daję sobie na to insulinę... Chociaż czasami mi się nie chce, więc sobie podjadam od czasu do czasu... Jak na tę chwilę, cieszę się tym, co mam i mieszkam w swoim mieście Łodzi...
Jakby ktoś chciał pogadać, mój mail: dominika.nastolatka@op.pl i nr GG: 6672296.
Dominika