Na następny dzień z rana na pobranie krwi. Po 2 godz. wynik już był "714mg. Diagnoza - CUKRZYCA". W szpitalu spędziłem ponad 2 tygodnie. Cały czas nie docierało do mnie, że mam cukrzycę, sam nawet nie wiedziałem co to za choroba, ale co się dziwić 7-latkowi. Po wyjściu ze szpitala cały świat się odwrócił o 360 stopni. Nie mogłem jeść tyle ile chciałem i kiedy, trzeba było się kontrolować, a ja prowadziłem raczej aktywny tryb życia. No cóż innego wyjścia nie było jak tylko zaprzyjaźnić się z cukrzycą i żyć z nią dalej co na początku nie było łatwe zwłaszcza, że nie wszyscy mi to ułatwiali. Mam na myśli tutaj rodziców moich, kolegów z podwórka, którzy jak się dowiedzieli, że mam cukrzycę to zabronili mi się ze mną zadawać, sami nie wiedzieli dobrze co to jest cukrzyca. Jak to koledzy mi opowiadali bali się, że mogą się zarazić. Niestety niewiedza ludzka płata nam różne figle. Później już się jakoś to unormowało.
Później zaczęła się szkoła. Tam też nowi znajomi, nauczyciele, wszystkim po kolei tłumaczyć co i jak. Ale i to się przetrwało. W ciągu tych 13 lat mojego życia z cukrzycą 3 razy traciłem przytomność z powodu hipoglikemii i trzeba było mi podać glukagen. Od pewnego razu kiedy to 2 glukageny nie zadziałały, a ja leżałem ponad 20 min nieprzytomny i lekarze w drodze do szpitala chcieli już stwierdzić mój zgon mam można powiedzieć jakiś uraz psychiczny. Częściej mam wyższe cukry tzn. wtedy kiedy jestem gdzieś dalej od domu, bo kiedy jestem w domu lub gdzieś w pobliżu jest ok. Gorzej było w szkole, a teraz w pracy. Miałem już powikłania drobne i myślałem, że to mnie zmotywuje do walki z tym, ale widać nie mogę sobie z tym poradzić. Może ktoś ma na to złotą receptę?? By się przydała. No ale nic nie poradzimy żyjemy dalej i tyle.
A co do sportu to tak jak pisałem od małego byłem bardzo ruchliwym dzieckiem i jak to moja mama mówi, że "nie umiałem usiedzieć z tyłkiem na miejscu" i do tej pory coś mi z tego pozostało. Nie lubię siedzieć w domu. Już w 1 klasie podstawówki zapisałem się w szkole do sekcji lekkoatletycznej. Tzn. na początku w ogóle nauczyciele wf-u nie chcieli mnie przyjąć ze względu na cukrzycę. Lecz po rozmowie z moim tatą zmienili zdanie, warunkiem było to, że na każdym treningu czy zawodach musiał być ze mną jakiś opiekun (mama lub tata, czasami brat). Przygoda z biegami skończyła się kiedy byłem w 4 klasie podstawówki. Stwierdziłem, że wole grać w piłkę. Dostałem się do reprezentacji szkoły, przez pół roku byłem rezerwowym bramkarzem, lecz potem dostałem szansę, którą wykorzystałem i znalazłem się w podstawowej jedenastce. Razem z kolegami z drużyny zdobyliśmy mistrzostwo Torunia szóstek (na hali), a rok później wicemistrza Torunia w jedenastkach. Wtedy postanowiłem zapisać się do jednego z miastowych klubów.
Niestety przeżyłem rozczarowanie ze względu na cukrzycę nie mogłem dostać karty sportowca. Chciałem już przestać grać w piłkę, ale dzięki rozmowie z moimi bliskimi zacząłem dalej grać w reprezentacji szkoły. W gimnazjum graliśmy w turnieju Coca-Cola Cup gdzie wygraliśmy eliminacje Torunia (1 miejsce dawało awans do wojewódzkiego), później w finale województwa udaliśmy się do Grudziądza gdzie musieliśmy uznać wyższość tamtejsze drużyny ale to i tak był dla nas sukces dojść tak daleko. Przez całe gimnazjum zarówno w szóstkach jak i jedenastkach dochodziliśmy do finału gdzie bywało różnie. Skończyło się gimnazjum, zaczęło się technikum. Tam po wielu rozmowach z trenerem udało mi się dostać do reprezentacji szkoły. Tam już większych sukcesów nie było, raz wice mistrz Torunia szkół średnich a tak nic szczególnego. Ta drużyna to nie to samo co stary team.
Po roku zrezygnowałem z gry, bo nie było sensu na mecze stawiało się pół drużyny, nie było składu żeby grać. Szkoda, bo wierzyłem, że coś z tego będzie. Wtedy postanowiłem, że muszę coś dalej robić aby podtrzymać dobrą formę. Zacząłem chodzić na siłownie. Treningi 3 razy w tygodniu. Na początku było ciężko, ale dałem rade, a to też duża zasługa mojego trenera, który bardzo mi pomagał i dostosowywał treningi pod moją cukrzycę. Po 2 latach siłownie zamknęli i skończyły się moje treningi. Nigdzie indziej nie chciałem już iść. Teraz zupełnie amatorsko lubię czasami pobiegać jak jestem z psem na świeżym powietrzu. Do tego czasami rower i pływanie, latem w jeziorku a jesienią i zimą na basenie.
No i oczywiście spacerki, bardzo lubię długie spacery. Oczywiście zawsze gdy towarzyszy i towarzyszył mi wysiłek fizyczny miałem ze sobą glukometr, glukagen i kilka kostek cukru przy sobie. Należy pamiętać żeby przed wysiłkiem coś zjeść i sprawdzać sobie poziom cukru zarówno przed i w czasie i po wysiłku fizycznym. Z cukrzycą da się żyć należy o tym pamiętać i nie wolno się nam załamywać. Zawsze głowa do góry i do przodu. Niestety moje marzenia się nie spełniły ale wszystko idzie do przodu więc niech nikt po przeczytaniu mojego opowiadania nie rzuca do razu gry w piłkę czy czegoś innego. To było ładnych parę lat temu, wszystko się zmienia i może teraz cukrzyk może zagrać w piłkę już nie amatorsko tylko zawodowo i dostanie kartę sportowca.
Pozdrowienia dla wszystkich słodkich :-)
Maciej
(dane do wiadomości Redakcji)