Mam nadzieję, że jak dziecko przyjdzie na świat to powrócę do regularnej jazdy, żebym mogła wrócić do formy i stracić parę kilo, bo to bez wątpienia będzie konieczne… Ze sportów na dziś bezpieczne są dla mnie chyba tylko szachy, ale w końcu myślenie także pomaga zbijać cukier. Z cukrzycą radzę sobie znacznie lepiej od kiedy stosuję pompę insulinową, a stosuję ją od 7 lat. Być może z metalowym wkłuciem, a takie właśnie stosuję, nie wykonam salta mortale (mam też kłopot, by wyciągać z zakamarków pod meblami jakieś klocki, resoraki i inne zabawki podczas sprzątania w pokoju dzieci), ale w zamian mam zupełny luz jak chodzi o pory, czy rodzaj posiłków.
O pompę staraliśmy się z mężem już przed pierwszą ciążą, żeby zwiększyć szanse na wyrównaną cukrzycę w czasie tych szczególnych 9 miesięcy. Córeczka bardzo mi zazdrości, że mam takie fajne coś wpięte w brzuch. Więc przykleja sobie wokół pępka naklejki, a w kieszeń wkłada klocek i udaje, że coś na wyimaginowanym cyferblacie programuje wydając przy tym kosmiczne odgłosy.
Synek tak nie zazdrości, raczej interesuje się po prostu pikającym sprzętem. A mąż, którego drażni dźwięk podczas podawania insuliny – charakterystyczne mechaniczne stukanie – nazywa mnie kostuchą, choć do figury kostuchy mi raczej daleko.
W okresie ciąż często mierzę cukier. Nawet 20 razy dziennie, więc pod nakłuwacz siłą rzeczy idą już nie tylko palce rąk, ale także palce stóp i uszy. Nie narzekam jednak, bo przecież czeka mnie niewspółmiernie wielka nagroda, radość i szczęście, gdy w domu znowu rozlegnie się cudne guganie.
Marta
(dane do wiadomości Redakcji)