Nie jestem cukrzykiem, ale chcę opowiedzieć jak moja córka zachorowała na tą chorobę. Był styczeń 2006 roku. Moja córka non stop mówiła: MAMO SIKU... MAMO PIĆ! Normalnie myślałam, że jej przyleję. Ale cóż, chodziłam z nią siusiu i dawałam dużo pić. Nie miałam pojęcia co się z nią dzieje. Początkowo myślałam: no tak okres grzewczy w toku to i się pić chce.
Pewnego dnia Natalia nie wstawała w ogóle z łóżka, spała i piła. Na dodatek dawałam jej soki!!! Tak przespała dzień i noc. Na drugi dzień zawiozłam ją do babci, bo ja jechałam do pracy. Powiedziałam mamie, że jakby coś to niech do mnie dzwoni a ja zaraz przyjadę z pracy do domu. I tak się stało. Mama do mnie zadzwoniła i powiedziała, że Natalka jej się nie podoba, że dziwnie oddycha i że jest słaba. Powiedziałam mojej kierowniczce o sprawie i już pędziłam do domu. Weszłam do domu i do pokoju i zauważyłam, że Natalia schudła. Przeraziłam się. Natychmiast poszłam z nią do lekarza. Lekarka ją obejrzała i stwierdziła jakąś infekcję. Kazała nam zrobić badania i przepisała antybiotyk. Tak minęła noc.
Rano z Natalką było już bardzo źle. Zamiast iść z nią na te badania szybko wzięłam ją na ręce i biegłam do szpitala (na całe szczęście szpital był za rogiem). Na izbie przyjęć lekarka ją obejrzała i kazała pobrać krew. Zaznaczę, że córka miała wtedy 2,5 roku. Przy pobieraniu krwi z palca Natala prawie spała. Szybko był wynik, ale nikt mi nie powiedział ile miała cukru. Zresztą nie było na to czasu, bo akcja była jak na filmie, szybko zabrali ją na jakiś oddział i zaczęli przypinać jakieś rurki, wenflony. Ja byłam w ciężkim szoku to widząc. W między czasie jedna z tych pielęgniarek powiedziała mi, że to może być cukrzyca.
Do mnie nic nie docierało, miałam ściśnięte gardło, w oczach łzy. Wyglądała jak mały trupek. Zaraz przyjechała karetka z innego miasta i pojechaliśmy na sygnale do Katowic. Wylądowała na OIOMie. Nie mogłam na nią patrzeć, było mi tak jej żal, cały czas płynęły mi łzy, nie umiałam nic mówić. Na OIOMie nikt nam nic nie chciał powiedzieć. W końcu ktoś z nami porozmawiał, tłumaczył, że to cukrzyca insulino zależna, że teraz trzeba najpierw wyrównać jej płyny, a tak ogólnie lekarze czekali czy przetrwa noc. Pojechałam z mężem do domu i płakaliśmy jak bobry. Dwa dni OIOMu i Natka trafiła na oddział diabetologiczny. Ja oczywiście byłam tam z córką. Pierwsze dni były straszne.
Przyszedł dzień, że Natalkę odłączyli od aparatury i zaczęła chodzić. Na początku prawie się przewracała, ale dosyć szybko doszła do siebie. Nabrała sił. Biegała po oddziale, była tam najmłodsza. Najgorszy moment w szpitalu był jak Natalka na cały oddział krzyczała, że ona chce serek lub bułkę. Ja i ona razem płakałyśmy, bo nie mogłam jej dać tego co chciała. W końcu nie wytrzymałam i poszłam po lekarza tłumacząc, że córka jest głodna (miała głód insulinowy). Lekarz zalecił żeby zjadła ile chce, a potem da się jej odpowiednią ilość insuliny. No tak, nie miałam lekko. Dziecko niespełna 3 lata i jak takiemu wytłumaczyć, że nie może cukierka????
Na szczęście moja córka szybko przyzwyczaiła się do glukometra i pena. Za miesiąc skończy 4 lata i sama umie zmierzyć sobie poziom cukru glukometrem, prawie sama sobie robi zastrzyki. Oczywiście nie zna cyfr, ale jak ma 200 to już poznaje. Już w lipcu będzie funkcjonować na pompie, którą otrzymała z WOŚP. Cóż mogę dodać? Chyba tylko tyle, że właściwie zbyt późno poszłam z nią do lekarza. Mogliśmy ją stracić na zawsze. Cieszę się z jednej rzeczy, że nie poszłam z nią na te badania tylko od razu do szpitala.
Niniejszym opowiadaniem chcę ustrzec rodziców aby nie bagatelizowali jakichkolwiek dziwnych objawów u swoich pociech. Pomimo dużego ryzyka Natalka otrzymała braciszka Roberta, który ma teraz niecałe 3 miesiące. Bardzo mi przy nim pomaga, a i ja poświęcam jej sporo czasu.
Kochani moje opowiadanie niech będzie przestrogą dla Was. Obserwujcie i słuchajcie swoje dzieci, bo możecie żałować. Teraz pozostało Natalię posłać do przedszkola i mam nadzieję, że nikt nie będzie robił problemów z powodu jej cukrzycy. I tego sobie życzę.
Kasia