Ałaaa... Ale mnie nerki bolą... Kłują, ten ból przeszywa całą jamę brzuszną... No nic trzeba jechać do lekarza, bo już nie jestem w stanie chodzić... Bardzo silny stan zapalny w nerkach!! Nerki?! Przecież nigdy nie miałam z tym problemów, a mamy czerwiec i gorąco jak cholera... Hmmm, no dobrze antybiotyki, codzienne badania laboratoryjne moczu... I pytanie: "Czy Pani choruje na cukrzycę??" Co!? Ja!? Nie!! Nigdy... Proszę zanieść te wyniki do lekarza rodzinnego... - No dobrze już niosę... Hmmm, niemożliwe to pewnie dlatego, że zjadłam na śniadanie kanapki z czekoladą, a wczoraj na kolację truskawki z cukrem i śmietaną... Ehhh pewnie zaszła jakaś pomyłka...
Tak, tysiące myśli na raz, na sekundę... Ale jednak to nie pomyłka, to nie żart i ta grzybica, którą leczyłam od 3 lat też nie jest typową grzybicą... Ale typowym schorzeniem u cukrzyków, głównie kobiet, która towarzyszy nam przy każdym skoku cukrów czy złej diecie wysokiej w WW... A tu plany na przyszłość, chęć posiadania dzieci w końcu mam 23 lata i kochającego narzeczonego i wszystko to znikło, ot tak, bez pytania przyszła do mnie i niszczyła mój organizm tyle lat... Zimne i cierpnące stopy i dłonie, senność, ciężkość, skoki wagi i zmiany nastrojów...
Słuchałam tylko jak każdy powtarza, że to niemożliwe, pewnie wszystko wróci do normy i cukry się uspokoją... "Zobaczysz wszystko będzie dobrze". Trzy miesiące później położono mnie w szpitalu na tzw. przyuczenie jak żyć z cukrzycą i jak stosować insulinę... Ludzie przecież to jest niewiarygodne, to musi być sen, no ja przecież nie mogę być chora, nie chcę, nie i koniec. To za dużo śmierć taty, depresja i nerwica z silnymi stanami lękowymi... Byłam z nim bardzo związana emocjonalnie... No minął już prawie rok i pewnie co roku 21 czerwca będę przypominać sobie swój wyraz twarzy i zdumienie kiedy usłyszałam o tej chorobie...
Szkoda tylko, że tak późno się ujawniła, boję się i to bardzo, bo kontroluję swoje cukry i stosuję dietę, a moje dłonie i stopy w dalszym ciągu są zimne i cierpną a do tego zaczynają sinieć... Staram się nie myśleć o najgorszym i uśmiecham się kiedy mój narzeczony do nich dopada i zaczyna masować i grzać, bo nie chcę żeby wiedział, że się boję... On też się boi, że ona postępuje i człowiek w takich momentach zaczyna się zastanawiać, czym sobie zasłużył na taki los, czemu został wystawiony na taką próbę, przecież nic nie dzieje się bez przyczyny...
Hmmm...
a.krynska@wp.pl