Mam już prawie 60-dziesiąt lat, nadciśnienie tętnicze i cukrzycę. Usunięto mi też tarczyce. Wrak - co? A gdzie tam. Nie daję się i zachowuję, no może czuję się jak czterdziestolatek - albo jeszcze młodziej. A te choróbska "odkryto" przypadkowo, podczas jakiejś grypy i rutynowego badania lekarskiego. Lekarz orzekł - masz cukrzyce i nadciśnienie tętnicze. Miałem wtedy - 55 lat. Rozpacz. Najbardziej przejąłem się nadciśnieniem. Ale z czasem uświadomiłem sobie, że ta cukrzyca to też nic dobrego. No i najrozsądniej traktować te choróbska łącznie, integralnie i sumiennie leczyć. Świadomość - że w rodzinie - moja mama też przez 25 lat chorowała na cukrzycę i pamięć o jej leczeniu się i cierpieniach nie była budująca. Ale żona i synowie zdecydowanie - wręcz wymogli leczenie. No i przestałem palić papierosy - radykalnie (a paliłem po 40 sztuk dziennie), zaprzestałem "obżerać" się cukierkami i czekoladkami, zmniejszyłem a z czasem ograniczyłem do minimum zjadanie wypieków... To były męki pańskie, ale co chwile widziałem w wyobraźni "stopę cukrzycową, znajomego - który oślepł... Kupiłem psa - aby mieć pretekst do codziennych spacerów i wędrówek. Po niezbyt długim czasie ilość cukru i pomiar ciśnienia - w miarę ustabilizował się. I tak trzymam.
Czasem wypiję kieliszeczek miętówki lub porterówki, raz w miesiąc piwko. I myślę, że tak mogę trzymać. Zawsze dokonuje pomiarów cukru i ciśnienia. Dużo jeżdżę samochodem. W lipcu zjeździliśmy z żoną Pandą prawie całą Europę - ja jako kierowca. I dobrze się w tej roli czuję. Oczywiście, trzeba przy takim trybie życia zachować się rozsądnie: odpoczywać, nie wiele ale często jeść i mieć optymistyczne podejście do życia. Przyplątała się rok temu nadczynność tarczycy. Orzeczono potrzebę całkowitego usunięcia; narkoza itp. Ale wszystko poszło OK!
Ta cukrzyca i nadciśnienie - cały czas kontrolowane - nie utrudniały - mam nadzieje, za zbytnio tej operacji – w końcu udała się, żyje i cieszę się "dobrym zdrowiem". Żona też nie narzeka. Męskość w pełnej formie. Myślę, że w tej - w końcu przewlekłej i - niestety - nie uleczalnej chorobie ważne jest - oprócz samodyscypliny w leczeniu - pozytywne nastawienie do choroby i swojego losu przed którym - tak naprawdę nie ma ucieczki. Trzeba zaakceptować chorobę i z nią jakoś żyć. A wszelkie niedogodności - traktować z humorem i jak normalność. I przestrzegać diety. Mnie się udało - jeszcze nie muszę brać insuliny, choć łykam sporo różnych tabletek i nimi reguluje dzień a w nim cukier. Prawie bezbłędnie wspierając się różnymi pokarmami. I trochę eksperymentuję - co czasem jest bardzo zabawne.
Lekarz ostatnio coś tam mówi o niezbędnej - w niedalekiej przyszłości terapii zastrzykowej-ale – pociesza - że to na 3-4 miesiące. Mam nadzieję, że "słowa dotrzyma" - Wiem, wiem że to będzie zależało od moich wyników - ale pomarzyć można. Zwracam się do innych cukrzyków - młodych i starszych. Nie uciekniemy od swego losu - TO PRZYJMUJMY GO WESOŁO! LEPIEJ I ŁATWIEJ I ZDROWIEJ ŻYC. I nie jest się zbyt uciążliwym dla bliskich, a kiedyś - niech wspominają nas z uśmiechem.
POZDRAWIAM I CUKRZYCY - USZY DO GÓRY! JUTRO TEŻ DZIEŃ I LEPSZY!!!
Edmund z pod Choszczna