Witam mam na imię Bartek i jestem w wieku 21 lata, a z chorobą zmagam się już 2 lata. Cukrzycę udało mi się wykryć dosyć szybko, gdy zauważyłem wielkie pragnienie picia wszystkiego co było w postacie cieczy... no może nie wszystkiego :),oraz częste przestoje w łazience. Po około 3 tygodniach postanowiłem zrobić badania cukru (moja cioteczna siostra jest chora od kilku lat i ona mi takie badanie przeprowadziła) wynik niestety niezadowalający 370, powtórka i 380, nie wiedziałem dokładnie co to znaczy, ale gdy usłyszałem normę do 120, zrozumiałem że coś nie tak, rodzina patrzyła się na mnie dziwnie, mówili to przejściowe, następnego dnia udałem się do lekarza (wynik badania 250) i następnie szpital. W szpitalu lekarze w sposób przerażający wytłumaczyli mi, że tej choroby nie da się wyleczyć do końca życia (pomyślałem sobie w ulicznym żargonie "no to mam pozamiatane"), położyli mnie w pięknym szpitalnym łóżeczku (szczerze nienawidzę łóżek szpitalnych), przyszła pani pielęgniarka chyba najokropniejsza na oddziale i pyta się zastrzyk był? ja osłupiony się patrzę i pytam się jaki zastrzyk? Jak to jaki normalny to nie wiesz, że teraz bez zastrzyków żyć nie będziesz mógł (wiedziałem że trzeba będzie robić zastrzyki, ale byłem od 1 godziny w szpitalu i nawet nikt mi jeszcze o tym nie powiedział, nie wiedziałem jak to się robi itd.) a więc zrobiono mi zastrzyk pierwszy w moim życiu z zawartością insuliny. Potem jeszcze parę razy potraktowano mnie "zimną wodą" to znaczy ostrymi słowami prosto z mostu. Miałem też pecha bo położono mnie obok chorego na cukrzycę w wieku 50 lat, który zaniedbał na Maksa swoje życie, alkohol, brak zastrzyków itp. Spowodowało u niego ostre objawy stopa cukrzycowa już nie do wyleczenia na obu nogach itd. Wyglądało okropnie stąd moje jeszcze większe przerażenie, były chwile płaczu załamania. Na szczęście trafiłem i na miłe panie pielęgniarki i lekarzy, ale gdyby nie rodzina, znajomi i moja ukochana dziewczyna, która przyjęła ta wiadomość ze spokojem to nie wiem czy by było tak łatwo.
Po 1 tygodniu wróciłem do domu, był to 6 wrzesień tak więc i od razu do szkoły, zaczęła się V klasa technikum, rok maturalny więc nie mogłem sobie odpuścić szkoły nawet na kilka dni, oczywiście początki w szkole były dziwne każdy się patrzył jak na... Jak się nie mylę na 400 osób byłem tylko ja chory na cukrzyce, ale szczerze to olewałem, lubię śmiech zabawę i taki też byłem, nadal jestem :) to pomaga uwierzcie mi.
Maturę zdałem, zacząłem zaocznie studiować, troszkę pracuję na własny rachunek, żyje tak jak żyłem. Cukry po wyjściu ze szpitala mam nadal w normie, po 2 latach nie ma powikłań, lecz trzeba się pilnować z porami zastrzyków przyjmuję 4 razy dziennie w niewielkich ilościach i jakoś to leci, mam tylko kłopot jak się patrzę na pięknego pączusia lub dobrą czekoladę nie mogę się oprzeć ale walczę z tym (jednak nieraz się zdarza że mogę sobie pozwolić na kawałeczek zamiast kanapki gdy np. po posiłku mam cukier 70). Trochę mnie męczą te określone godziny jedzenia i niestety uciążliwe są te zastrzyki, dlatego też poważnie zastanawiam się nad pompą cukrzycową, może mi się uda ją zakupić i przystosować do życia.
Życie z chorobą jest ciężkie ale można w 90% żyć jak przed wykryciem choroby, te słowa kieruję do osób którzy są chorzy od niedawna i myślą sobie co to będzie i jak będzie. Nie martwcie się będzie dobrze życie jest normalne bez większych problemów, po pierwsze nie można samemu sobie tworzyć problemów (tak jak co niektórzy piszący opowiadania) , owszem trzeba postanowić kilka wyrzeczeń i się pilnować w każdej chwili w końcu od tego zależy nasze ŻYCIE, sam nie posiadam wielkiego stażu z chorobą, ale wierze, że będzie tak jak do tej pory, wierzę również w postęp medycyny liczę na udogodnienia i ułatwienia, przed wszystkim pesymizm w każdej postaci!!!!!
Mógłbym pisać jeszcze długo ale nie chcę zanudzać was swoim życiem :), jak coś to proszę o email gawel-8@wp.pl lub gg 2250937, z chęcią porozmawiam z kimś i się wymienię doświadczeniami, może jakaś nowa znajomość. POZDRAWIAM WAS.