Nigdy nie traktowałam cukrzycy jako wroga, jako rodzaj kary od Boga. Akceptuje moją chorobę i to pozwala mi prowadzić normalne życie.
Miałam 10 lat kiedy zachorowałam, a właściwie kiedy dowiedziałam się o tym, ze jestem chora. Mieszkam w małym mieście i żaden z lekarzy nie potrafił mi pomóc. Moja mama usłyszała, że jestem anorektyczką, pomimo tego, iż nawet nie wiedziałam co to znaczy odchudzać się. Dopiero kiedy trafiłam zupełnie zakwaszona w stanie przedśpiączkowym do szpitala lekarze mi pomogli.
Od września 2004 leczę się przy pomocy pompy insulinowej. Żeby ją kupić musiałam poprowadzić akcję zbiorki pieniędzy. Wtedy tez przekonałam się jak wielu mam przyjaciół i że mam na kogo liczyć w trudnych sytuacjach.
Czasami sobie myśle, że razem ze mną choruje moja mama. Jest dla moim prawdziwym oparciem i najlepszą przyjaciółką. Wszystko przeżywa razem ze mną - każde nakłucie, każde niedocukrzenie, itd. Duchowo jest chora razem ze mną. Za to będę jej wdzięczna do końca życia, a nawet trochę dłużej ;)
Drodzy diabetycy - pamiętajcie proszę - nie traktujcie swojej choroby jako wroga. Jeśli jej nie zaakceptujecie nigdy nie będziecie mogli w pełni cieszyć się życiem i czerpać przyjemności z płynącej chwili. Gdyby nie moja cukrzyca ominęłoby mnie wiele dobrego. Trochę już się nacierpiałam, ale to nic. Uczę się życia. Jestem mądrzejsza i dojrzalsza.
Nie przejmuję się chorobą i chcę sięgać po złoto, po najlepsze. Bo wiem, że na to zasługuję.
Dziękuję, że przeczytaliście ten krótki tekst. Mam nadzieję, że skłoni on Was do refleksji na temat życia i sensu choroby.
Kamila