Nie będę pisać, że życie jest piękne, albo że z cukrzycą da się żyć (co powszechnie wiadomo). Faktem jest, że to życie jest trudniejsze niż u zdrowych ludzi. (ok przyznam się) Jestem załamana i chce mi się płakać. Nawet nie mam ochoty jechać do domu na święta. Już widzę jak moja mama mówi do wszystkich wujków i ciotek "Ania ma cukrzycę" a oni udając, że są przejęci patrzą na mój głupi uśmiech i myślą sobie jak dobrze że moich dzieci to nie spotkało (zresztą współczucie byłoby jeszcze gorsze, jestem zwolennikiem autoprezentacji pozytywnej).
Najchętniej zamknęła bym się w czterech ścianach i miała gdzieś wszystkich ludzi i cały świat. Wiem wiem wiem życie trzeba szanować bo podobno trzeba sobie na nie nieźle zasłużyć. Przeraża mnie tylko perspektywa samotności (zresztą jak pewnie większość osób). Nie będę pisać "nie wiem czy sobie poradzę" albo "boję się przyszłości" bo wcale tak nie jest. Poradzić sobie, wiadomo, że sobie poradzę (bo jaki to problem wstrzykiwać sobie insulinę i uważać co się je). Wkurza mnie tylko reakcja niektórych ludzi na tę chorobę "masz cukrzycę o jak mi przykro" albo to spojrzenie (czasami szczere) i wtedy człowiek jeszcze bardziej się pogrąża. Niech ktoś nie myśli, że chcę dokonywać jakiś zmian w ludziach dookoła w stosunku do mnie, dobrze wiem że powinnam zacząć od siebie. Od dna można się wysoko odbić. Widocznie tak musiało być. Mam zamiar równo sobie to olewać. Żegnam.
Ania