Witam wszystkich :) Mam na imię Eliza, mam prawie 20 lat, a o mojej słodkości dowiedziałam się 23.03.2009 roku. Byłam w domu, gdy przyjechał mój wujek z babcią, bo mama chciała, żeby mi zbadali stężenie glukozy we krwi. Przyjechali. Ja nie chciałam. Bałam się. Nie chciałam by to była prawda. Gdy czekałam aż on to zrobi (i aż ja zbiorę się na odwagę) myślałam o moich objawach: ciągle picie, ciągle bieganie do WC, strata 8 kg w ciągu tygodnia, problemy ze wzrokiem, ciągła zmiana nastroju...
Okropnie się bałam, gdy sobie uświadomiłam, że te objawy są cukrzycowe. Tak się bałam, że chciałam uciec z tego mieszkania. Nie zdążyłam. Mama chwyciła mnie za nogi, wujek za rękę. Gdy zobaczyli wynik zbladli. W oczach mamy widziałam jak zbierają się łzy. Nawet nie chciałam wiedzieć ile ono wynosiło, uciekłam do pokoju i zaczęłam płakać, płakałam ze strachu i ze złości, ciągle zadawalam sobie pytanie: dlaczego właśnie ja?
Na następny dzień trafiłam do szpitala. Zadzwoniłam do siostry, która mieszkała we Włoszech, pocieszała mnie, gdy ja jej płakałam do słuchawki. Lecz czekała mnie jeszcze jedna zła wiadomość tego dnia. Chłopak, którego kochałam, któremu ufałam zostawił mnie. Był to najgorszy dzień mojego życia. Nienawidziłam mojej choroby.
Lecz pewnego dnia taka mądra pani w poradni diabetologicznej powiedziała mi tak: Tę chorobę musisz pokochać! Jest już częścią ciebie! Teraz jest już coraz lepiej, moje życie zaczęło się układać jak poszłam do szkoły, i od 2 lat mam koleżanki, które akceptują mnie i moją słodkość. A co lepsze mam wspaniałego chłopaka, który kocha mnie i moją słodkość, który o mnie dba i mnie pilnuje :)
To słodkie życie nie jest aż takie złe :)
Pozdrowienia dla wszystkich słodzików :*
Eliza