Jeszcze rok temu byłam średniego wzrostu dziewczynką przy kości. Potem zaczęłam rosnąć i chudnąć. Wszyscy tłumaczyli sobie, rośnie, więc chudnie. Wypadały mi włosy. Tłumaczyłam sobie, że to okres dojrzewania. Na ogół czułam się dobrze. Często chorowałam, to angina, to zapalenia oskrzeli. Lekarz rodzinny tłumaczył mi, że jestem alergiczką, a to wszystko jest powiązane, jednak żadnych badań mi nie wykonano.
Pewnego dnia, dokładniej 5 marca zauważyłam u siebie, że dość często oddaje mocz. Zdarzało się to nawet do 10 razy dziennie. Następnie zdałam sobie sprawę z tego, że ja chleję a nie piję. Potrafiłam wypić przecież 7 litrów dziennie.
Wieczorem mama poprosiła swoją koleżankę, która choruje na cukrzycę typu 2, aby zmierzyła mi cukier. Pani przyszła, rozłożyła swój sprzęt i zaczął się meksyk! Zmierzyła sobie - wynik prawidłowy, mierząc mi HI. Była bardzo zdziwiona, myślała, że zepsuł się glukometr. Na to wszedł mój Brat. Spisując model glukometru wpisał jego nazwę w przeglądarkę internetową. Według tamtejszych informacji wyszło, że stężenie cukru w krwi wynosi powyżej 700mg%. Popłakałam się i poszłam spać.
Rano mama obudziła mnie do szkoły. Od rana byłam na diecie. Zaraz po lekcjach poszliśmy do lekarza rodzinnego. Tam ponownie zmierzono mi cukier, znów HI. Pani Doktor wypisała skierowanie na oddział dziecięcy. Bardzo się bałam.
Szybko spakowałam swoje rzeczy i pojechaliśmy do szpitala. Tam zbadano mi cukier ponownie, gdzie i tak wyszło HI. Został założony mi wenflon. Potem dostałam kroplówką sole mineralne i duże tabletki potasu. Siostra przyniosła pompę insulinową, którą cały czas podawano mi insulinę.
Lekarz dyżurny powiedział nam, że mam zatrucie ketonowe 4/ 4, więc przyjechaliśmy w ostatnim momencie. Całą noc siedziały przy mnie pielęgniarki i Pani Doktor, zadawały jakieś głupie pytania. "Czy mam rodzeństwo" itp. - Potem dowiedziałam się, że sprawdzano moją świadomość.
Rano, to był dzień kobiet. Zabezpieczono mi wenflony i karetką na sygnale przewieziono do Poznania. Tam nadal przez 3 dni miałam podawaną insulinę dożylnie. Dokładnie w piątek przeszłam na podskórną. Na oddziale odbywały się szkolenia, liczenie wymienników, liczenie insuliny, i wszystko o cukrzycy.
W końcu nadszedł dzień wypisu, z jednej strony była radość, z drugiej strach. Nie wiedziałam jak sobie poradzę z moją chorobą. Rozmowa z lekarzem trwała 3 godziny. Powiedziano nam, że gdyby nie rodzice, wąchałabym kwiatki od spodu.
Dzisiaj jestem w domu już miesiąc, na razie idzie super. Oby tak dalej. Cukrzyca musi być naszą przyjaciółką :)
Kaśaa xD