dodano: 15 lipca 2008 r.
Mam na imię Karolina. Mam 16 lat, a na cukrzycę choruję od 4. Kiedy zachorowałam nie miałam pojęcia na czym polega ta choroba. Byłam przeziębiona i bardzo dużo piłam. Chociaż tak było już od pół roku nie zwracałam na to szczególnej uwagi. Któregoś dnia wróciłam ze szkoły z potwornym bólem brzucha. Wzięłam kilka tabletek przeciwbólowych i myślałam, że przejdzie. Niestety...
Następnego dnia trafiłam do szpitala z podejrzeniem wyrostka. Zbadano mi krew. 330mg%. Wiem teraz, że to nie jest dużo w stosunku do innych cukierków. Nie zdawałam sobie sprawy z tego co się stało. Moją pierwszą myślą po usłyszeniu diagnozy było "Kurcze! Mówi się trudno... Są gorsze nieszczęścia na świecie..." Przez półtora miesiąca leżałam w szpitalu, bo niestety ten "wyrostek" okazał się zapaleniem trzustki... Chodziłam na szkolenia z moją mamą. Pamiętam jak pierwszy raz podawałam sobie insulinę strzykawką... Ręce tak mi się trzęsły, że gdyby nie pomoc mojej pani doktor nigdy bym chyba nie wbiła tej strzykawki ;) Teraz kiedy to sobie przypominam bawią mnie te moje początki z cukrzycą ;)
To wszystko zdarzyło się w wakacje. Potem wróciłam do szkoły. To mała szkoła więc wszyscy wiedzieli, że zachorowałam, ale zaakceptowali to i ani nauczyciele ani koledzy nie mieli żadnych zastrzeżeń. Chodziłam z nimi w góry, jeździłam na wycieczki... Chociaż od czasu do czasu zdarzały się chwile słabości. Miałam wtedy ochotę wyrzucić peny i glukometr przez okno i już więcej na nie nie patrzeć.
Potem trafiłam do gimnazjum. Sytuacja się nie zmieniła. Większość uczniów wiedziała o wszystkim, nowi nauczyciele też nie mieli zastrzeżeń co do mnie... Znalazłam dwie przyjaciółki, które akceptowały moją cukrzycę, wiedziały gdzie jest mój glucagen, co robić w razie jakiejś "przygody"... Moje cukry są wyrównane, więc normalnie chodziłam na wf... Czasami zdarzały mi się chwile lenistwa i zrzucałam winę na złe samopoczucie ;) Od ponad pół roku mam pompę insulinową. Na początku bardzo się bałam, ale teraz jest już super ;) Jeśli się pilnuję moje cukry są w granicach 70 - 90mg%.
Niestety jakiś czas temu miałam mały bunt... Przez ok. 2 miesiące prawie wcale nie mierzyłam cukrów. Zdarzało się, że robiłam to raz w tygodniu... Potem zaczęłam zapominać o bolusach... Trwało to przez jakiś czas... To była chwila załamania.... Stwierdziłam, że nie ma sensu walczyć, bo i tak to nic nie zmieni, że to jest droga do niczego... Lepiej żyć chwilą i korzystać z życia... Nie podporządkowywać się chorobie ,bo wtedy zostaje mi tylko przykuć się do fotela i telewizora.
Teraz wiem, że to nieprawda, że można dbać o siebie i tak samo korzystać z życia, a nawet dużo lepiej. Pozbierałam się jakoś. Przyczyniła się też do tego moja pani doktor, która odkryła moje przekręty ;) Potrafi być przekonująca ;) Wróciłam do mierzenia cukrów, podaję bolusy, przeliczam posiłki. Wszystko jest po staremu. Znowu mam dobre wyniki ;) Nie można się załamywać. To nie ma sensu... Z pompą żyję prawie tak jak zdrowy człowiek... Przecież to ja mam panować nad chorobą, a nie ona nade mną... Czasami dochodzę z nią do kompromisu ;)
Od września zaczynam liceum. Niestety muszę zamieszkać w internacie. Trochę boję się reakcji ludzi w mojej nowej szkole, uczniów i nauczycieli. Obawiam się wf-u. Ale mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, że ludzie przyzwyczają się do tego... W końcu trzeba być dobrej myśli ;) Nie jest źle...
Tak więc mówię teraz, że nie trzeba się poddawać i załamywać... Myślę, że gdyby nie cukrzyca nie byłabym takim człowiekiem jakim teraz jestem... Pewnie nie byłabym tolerancyjna wobec innych chorych... A przecież wszyscy chorzy, nie tylko na cukrzycę, zasługują na uznanie...
Na zakończenie pozdrawiam wszystkich słodkich i życzę Wam żebyście się nie poddawali, bo przecież trzeba korzystać z życia...
Karolina
Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, koniecznie
polubcie nasz profil na FB!