Moja przygoda z cukrzycą zaczęła się gdy miałam 10 lat. Sama ją sobie wykryłam... Byłam w łazience i strasznie chciało mi się pić. Wypiłam 3 kubki wody z kranu. Poszłam do mamy i ze stoickim spokojem powiedziałam: "Mama, chyba mam cukrzycę." Nie zapomnę wyrazu twarzy mojej mamy... Dwa lata wcześniej zachorował mój brat, stąd właśnie wiedziałam, że ja też zachorowałam. Pojechaliśmy do szpitala i tak to się zaczęło...
Teraz mam 21 lat i cukrzyca to moja przyjaciółka. Wiadomo jak to w przyjaźni,czasem się kłócimy, czasem mnie denerwuje, czasem się ode mnie odwraca i nie chce ze mną współpracować. Ale coś w niej jest takiego, że jestem do niej przywiązana. Nie jest mi z nią źle. Nauczyłam się zajmować sobą, podejmować mądre decyzje...
Nigdy nie trafiłam do szpitala ze śpiączką... i mam nadzieję, że nigdy tak się nie stanie... W szpitalu byłam tylko trzy razy. Jak zachorowałam, a potem tylko na kontroli. Moi znajomi nigdy mnie nie odtrącili przez moją chorobę. Może dlatego, że ze stoickim spokojem zawsze wszystko tłumaczę. Nie mogę przecież wymagać od innych, żeby wiedzieli wszystko o mojej chorobie...
Nie przeszkadza mi ta choroba w życiu, nigdy się przed nią nie broniłam, przyjęłam ten fakt takim jakim był. Nauczyłam się, że dzień zaczynam od zastrzyku.
Choruję 11 lat. Mój brat 13 lat. Cukrzyca jest u nas dniem powszednim i nie wiem jakby wyglądało moje życie gdybym się nie pogodziła z faktem, że już zawsze będę chora. Ja się z tym pogodziłam, co ciekawsze gdy zachorowałam, cieszyłam się, że teraz jestem razem z bratem chora i lepiej go zrozumiem. =) bo nie da się ukryć, że choroba bardzo nas zbliżyła do siebie. Możemy zawsze na siebie liczyć.
Bardzo chętnie poznam innych cukrzyków, odpowiem na różne pytania, pomogę w chwilach słabości i dotrzymam towarzystwa... =)
Mój numer GG: 8068500.
Natalia