Kiedy usłyszałam, że jestem chora, przeszłam przez to samo, co zapewne każdy, lub większość z Was. Byłam przerażona, wciąż zastanawiałam się, dlaczego mnie to spotkało i to w wieku dwunastu lat. Ale potem...
Potem było już lepiej. W szpitalu przyjęto mnie miło i z troską. Mimo wszystko, uspokoiłam się i nabrałam "respektu" do tej sprawy. Przecież i tak dobrze, że nie jest to coś gorszego, prawda?
O sport (konkretniej: o pływanie) zapytałam już w pierwszym dniu szkolenia. Odpowiedź lekarki mnie wcale nie zadowoliła. Nie potrafiłam sobie wyobrazić siebie samej, wychodzącej co pięć minut z wody, by ukłuć się w palec. Chyba właśnie tego nie lubię w cukrzycy najbardziej: ograniczeń. Mimo to, postanowiliśmy pójść na basen. Byłam przerażona, gdy po obniżeniu insuliny o 50% i dojedzeniu dość dużej ilości jedzenia przed wejściem do wody, z basenu wyszłam po niecałych dziesięciu minutach, zwiotczała, jak gąbka, z cukrem 50.
Można by powiedzieć, że podejście pierwsze nie było specjalnym sukcesem, jednak bardzo chciałam wyrównać cukry w czasie pływania. Bardzo lubiłam basen i mimo wszystko nie miałam zamiaru z niego zrezygnować.
W lipcu, pojechałam wraz z rodzicami do Chorwacji. W drodze, rodzice przez cały czas starali się mnie uświadomić, że do wody będę musiała wchodzić "stopniowo". (Najpierw, tam, gdzie jest płyciutko, do kolan. Potem wyjdziesz na brzeg i zmierzymy..."). Szczerze mówiąc, nie uśmiechało mi to się. W wyobraźni, już widziałam siebie samą, stojącą w wodzie po kostki, ubraną w kożuch. "To po to, żeby ci się nie ochłodził organizm, Dominisiu..." - mówiła mama w moich wyobrażeniach... :) Ale nie było tak źle. Było lepiej, niż dobrze. Dużo dojadałam. Mogłam nawet zjeść długo wyczekiwaną pizzę, co dotąd stanowiło moje marzenia. Co kilkanaście minut wychodziłam z morza, mierzyłam cukier, dojadałam...
Na koniec, by nieco polepszyć psychiczne samopoczucie nowych cukrzyków, przytoczę tu pewną krótką historyjkę z (mojego) życia wziętą. Otóż, będąc na wakacjach w Rabce, poszłam z mamą do sklepu "Żabka". Przeglądałyśmy właśnie zawartość węglowodanów "Ice Tea", gdy sprzedawca podszedł do nas i spytał:
- Cukrzyca?
Zdziwiłyśmy się bardzo i po krótkiej wymianie zdań wyszło, że człowiek także jest chory na cukrzycę, ale drugiego typu.
- Ale ja uważam, że to jest bardzo miła choroba. - powiedział na koniec, a kiedy popatrzyłyśmy na niego, jak na kogoś, kto ma problemy z psychiką, dodał:
- Muszę tylko robić sobie zastrzyki, a mój syn to ma guza i miał siedem operacji, a córka też ma nowotwór i miała osiem operacji, więc wobec tego, cukrzyca to całkiem miła choroba...
Tak więc widzicie, zawsze może być gorzej ;)
Dominika
(dane do wiadomości Redakcji)