Dwa tygodnie temu byłam w szpitalu na oddziale diabetologicznym i nareszcie mogę stwierdzić, iż moja cukrzyca została znaczniej opanowana. Zmienili mi insuliny i nareszcie cukry są lepsze, a razem z tym moje samopoczucie. Mam teraz zredukowane iniekcje do 5 na dobę i świadomość, że jak zmierzę glikemie dwie godziny po posiłku tonie będę miała nie miłego zaskoczenia. Jeszcze jedno co strasznie mnie cieszy, to fakt, iż w końcu nie muszę wstawać o 3.30 i dostrzykiwać NovoRapid, gdyż na tyle fajnie zostałam ustawiona.
Kiedy zachorowałam na cukrzycę miałam niecałe 11 lat. Wcześniej należałam do grupy tanecznej w kategorii dziecięcej. Jeździłyśmy z dziewczynami i trenerem na różne zawody po Polsce. Zawsze dwa razy w tygodniu odbywały się treningi, na które z resztą chodziłam z wielką radością i zaangażowaniem, gdyż taniec był moja pasją. Niestety po wykryciu choroby wszystko się zmieniło. Nikt nie powiedział mi tego wprost, ale mama rozmawiała z trenerem i na pewno wspólnie doszli do wniosku, że powinnam zrezygnować dla mojego dobra i odpowiedzialności jaka spoczywałaby na opiekunie. Teraz to wiem i sama rozumiem, byłam dzieckiem i w dodatku ze świeżo wykryta choroba, wiec to chyba najlepsze wyjście z możliwych, ale wtedy był płacz, żali rozgoryczenie.
Przez pierwsze kilka lat nie uprawiałam żadnych dodatkowych sportów, z wyjątkiem zajęć w-fu w szkole. Potem jednak zaczęłam dużo czytać i uświadomiłam sobie jak ruch każdemu, a zwłaszcza cukrzykowi jest potrzebny. Na początku głupio myślałam, że jestem szczupła, więc po co mi te wszystkie ćwiczenia, niestety z czasem wszystko zaczęło się zmieniać. Przybrałam trochę na wadze i uświadomiłam sobie, że ćwiczy się nie tylko dla ładnej sylwetki, ale przede wszystkim dla zdrowia, a w naszym przypadku to najważniejsza rzecz. Na początku namówiłam siostrę na wspólne bieganie (razem zawsze jest raźniej), ona niestety szybko "odpadła". Ja biegałam jeszcze miesiąc po niej, jednak samej nie było przyjemnie. W dodatku zawsze miałam ten sam problem - cukier spadał mi do 50-60 mg a nie miałam wtedy na tyle wiedzy żeby zmniejszać bazę. Starałam się regulować to krótkodziałającą poprzez zmniejszanie jej, ale i tak ciągle było coś nie tak.
Po jakimś czasie pomyślałam, że chce ćwiczyć tam gdzie jest grupa osób. Długo myślałam gdzie tu się zapisać i w końcu pomyślałam, że zacznę trenować sztuki walki (w sumie zawsze w środku pasjonowało to mnie - możliwość obronienia się, ale i jednocześnie delikatność jak i precyzja). Wybrałam AIKIDO.
Treningi były dość wyczerpujące, ale nie poddawałam się. Bywało, iż cukry bardzo mi spadały mimo wcześniejszego zmniejszenia insuliny, jednak i tak trwałam przy swoim postanowieniu. Zależało mi. Niestety po roku musiałam zrezygnować. Zaczęłam myśleć o usamodzielnieniu się i wyprowadzce z domu. Chciałam mieszkać już ze swoim chłopakiem i w sumie wyszło na tym, że przenieśliśmy się do województwa lubuskiego (wcześniej mieszkałam na dolnym Śląsku) i wprowadziliśmy się do mojej babci.
W tym mieście nie ma akurat sekcji AIKIDO, musiałabym jeździć 50 km a to jednak trochę kłopotliwe pojechać, wrócić, mieć czas na studia i dom. Obecnie w moim nowym miejscu zamieszkania zapisałam się na fitness i myślę, że tym razem już nie stanie na przeszkodzie. Instruktorka wie o mojej chorobie i nie ma to żadnego negatywnego znaczenia. Zajęcia mam dwa razy w tygodniu po godzinie. Zaczynam o 20 więc jestem prawie dwie godziny po kolacji, bo jem o18. Zmniejszam trochę insulinę i tuż przed zajęciami sprawdzam jaki mam cukier. Czuje się naprawdę dobrze - i poziomy są ładne nim idę spać i moje samopoczucie jak i świadomość własnej wartości jest wyższa. Dobrze jest wiedzieć, że mimo różnych przeciwności losu robi się cos dla siebie i własnego dobra!
Paulina
(dane do wiadomości Redakcji)